pyza na polskich dróżkach

a niech będzie! niech ten cykl niezwykle prostych ubrań trwa! niezwykle prostych. letnich. kolorowych. moich ulubionych. i niby ulubionych a tak rzadko noszonych. no nie wiem co ze mną nie tak. bo tak patrzę na tę spódnicę i mam ochotę ją schrupać. i tak się do niej uśmiecham. i oczu nie mogę oderwać. bo przecież totalnie w moim stylu. bo wygodna jak żadna inna. bo praktyczna. i całkiem poprawnie zrobiona. więc czemu tak rzadko? no jak to? i nie wiem. no nie wiem! czy musi poleżeć? zwyczajnie poczekać? no raczej! jak większość ciuchów które do tej pory uszyłam. cierpliwości spódnico!

i tak naprawdę marzyłam o tym materiale po cichu od dziecka. leżał w "mamowej" szafie od lat. długo. oj bardzo. czechosłowacki. jeśli dobrze pamiętam. nigdy nie cięty. nietknięty. pewnego dnia mama zaproponowała. oddała. cieszyłam się jak nigdy. ale też zaczął się problem. omatko! co uszyć? żeby nie zmarnować. nie zepsuć. żeby coś z tego wyszło. coś sensownego. i wyszła spódnica. maxi. banalnie prosta. ale przede wszystkim bardzo rozsądna. i łatwoprzekształcalna. to w niej lubię najbardziej. bo czuję że to jednak jeszcze nie to. że nie wykorzystałam wszystkich możliwości tego materiału. mam wrażenie i ogromną nadzieję że jeszcze dużo szyciowych przygód przed nami. 

i tak jak w przypadku metalicznie pudrowej spódnicy (klik) zszyłam ze sobą dwa prostokąty, wciągnęłam gumkę, podszyłam materiał na dole i gotowe. nic strasznego!

a! i czy to tylko ja i moja głowa czy ona rzeczywiście wygląda jak spódnica pyzy na polskich dróżkach? 

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

ok. let's talk about a simple thing again. extremely simple. summery. colorful. my favorite. my so favorite that i wear it too often. not! i don't really know what's wrong with me. cause i love this skirt. i just want to eat it up. it's totally my style. comfortable like nothing else. practical. and quite well done. so why? i don't understand. maybe we just need to spend some time together at home before showing up in the public. like i did with other clothes in the past. be patient my dearest skirt! 

and actually i dreamed about this fabric since i was a kid. i discovered it in my mom's closet a long time ago. long long time ago. she bought it in czechoslovakia. if i remember well. one day she just gave it to me. i was so happy. and at the same time quite nervous. i started to think, omg what should do with this thing now?! what to sew to do not waste this historical piece of fabric. how to transform it into something wearable? and finally i figured a way out of my dilemma. i created something new in my closet. something reasonable. a skirt. a maxi skirt. extremely easy! extremely changeable. yes changeable! i feel like it's still not what i really wanted. like i didn't use it properly. like there's so much more to do. so much more to reach its full potential.  


And just like in the case of a my pastel pink metallic skirt (click) i put together two identical rectangular pieces of fabric. i pulled an elastic rubber in place of a strap. i hemmed the bottom so it wouldn't drag on the floor. easy? totally!




Komentarze

Popular Posts